piątek, 5 lutego 2010

Czekamy na autobus.

Pora późna albo wczesna, jak kto woli. Inaczej mówiąc – środek
nocy. Ale jak tu iść spać, jak wracając z grilla od jednych znajomych, spotyka się pod nocnym drugich znajomych wracających z imienin od  jeszcze innych znajomych? Polak by nie był Polakiem, każda okazja dobra,  nocny pod nosem… Zapuszkowana wena zakupiona. Tylko usiąść nie ma  gdzie…
Ale się ławeczka znalazła, zadaszona nawet, pełna kultura, puszki po opróżnieniu lądują do stojącego obok kosza. I siedzą dalej, i gadają, i rozstać się nie mogą. Z nagła coś podjeżdża, zaświeciło, zahałasowało…
- Dobry wieczór, dokumenty proszę.
Dziękuję, mam ochotę odpowiedzieć, ale mam własne, ale jak na złość nie mam, bo kto bierze dokumenty na grilla? Żeby zgubić? Nikt nie ma dokumentów, pan władza zły widocznie, pyta:
- Co państwo tu robią?
Ktoś otrzeźwiawszy i oceniwszy otoczenie odpowiada bystro:
- Czekamy na autobus.

1 komentarz:

  1. Teraz to już panie ani wypić ani zapalić człowiek spokojny nie może nigdzie. Na psy zeszła ta Polska tylko Polacy tacy sami.

    OdpowiedzUsuń