piątek, 26 lutego 2010

Jak stracić kolegę...

Życie i nasze prywatne obserwacje doprowadziły nas do jednego prostego wniosku:
Nie pomagaj koledze, bo go stracisz!
Przykład pierwszy:
Pożycz pieniądze kumplowi i zażądaj zwrotu. Na pewno się obrazi i wymyśli tysiące powodów żeby ich nie oddawać. Po czym kontakt się urywa na długie lata.
Przykład drugi:
Powiedz koledze, że go zdradza żona o czym wszyscy wiedzą oprócz niego. Tu stawiasz się w szczególnie trudnej sytuacji, stajesz się donosicielem i kłamcą, gdyż niewierna kobieta wie jak rozmawiać ze swoim mężem i jak zapewnić go o swojej "wierności". Po czym kontakt się urywa na zawsze...
Przykład trzeci:
Spróbuj powiedzieć kumplowi, który jest alkoholikiem, że nim jest. Oczywiście kategorycznie zaprzeczy i wybierze towarzystwo tych co nie chcą pomóc (czyt. innych alkoholików). Po czym kontakt urywa się do pierwszego chlania...
Przykład czwarty:
Patrz przykład trzeci tylko dotyczy narkotyków. Jednak w tym przypadku masz do czynienia z całą rodziną przyjaciela, która się na Ciebie obrazi nie dopuszczając takiej myśli do siebie.
Pytanie brzmi:
Czy warto być szczerymi i mieć tylko kilku prawdziwych przyjaciół? Czy lepiej żyć w obłudzie i mieć święty spokój, aczkolwiek  wielu kolegów.
A prawdziwy przyjaciel wygląda tak:
Pożyczy pieniądze i odda.
Namierzy żonę czy cię zdradza, powie ci o tym( oby nie zdradzała), kupi flaszkie i wypijecie ją razem.
Ciekawe jak to wygląda z damskiego punktu widzenia...

czwartek, 18 lutego 2010

Polacy wrócili !!!!!!

Polacy byli na meczu. Liga Mistrzów, San Siro , AC Milan - Manchester United !!!!!! 85 tysięcy ludzi, pełny stadion i my w sektorze z kibolami Manchesteru. ALE JAZDA !!!! A poza tym to Mediolan nic ciekawego, chociaż widzieliśmy taki malunek na ścianie jak jedli, byliśmy w takiej operze co śpiewali Skala Lala czy jakoś tam, no i taki duży kościół był, taki biały ( dość ładny ). Weny pod dostatkiem i taka zdradliwa wóda w czarnej butelce 50%, fajne makaroniki, "picce" i gnoczi .
 Zdjęcia robione telefonem, a to co jedzą to z partyzanta bo nie wolno, ale i tak wiecie jak to wygląda.

niedziela, 14 lutego 2010

Myśli zakochane.




„Czym jest miłość, jaki jest jej sens. Jeśli tylko szczęście widzieć chcesz. Mów do mnie szeptem. Co dalej jest? Co dalej jest?” Chłopcy z Placu Broni
Tak się ostatnio zastanawiam, bo jestem szczęśliwie zakochany, nie po raz pierwszy, ale mam nadzieję ostatni i nie dlatego, że kochać nie będę, ale dlatego, że kogoś innego już nie chcę, jaki jest sens miłości i po co kochamy…
Nigdy nie prosiłem o miłość, nigdy nie kochałem bez wzajemności, nigdy nie planowałem przyszłości, nigdy nie kochałem tak. Patrząc w przeszłość  i czerpiąc z doświadczeń , nie tylko swoich,  uważam, że miłość jest motorem napędowym naszego istnienia, że bez niej świat byłby szary i jałowy, że ona nadaje nam sens życia i tylko po to się urodziliśmy by kochać, i być kochanym. Może ckliwie piszę, ale tak myślę. 

       Nie miałem zbytnich skrupułów w życiu, robiłem to co dla mnie było najlepsze nie patrząc na innych ludzi. Ale ostatnio coś się we mnie zmieniło, zwalniam przed pasami dla pieszych, uśmiecham się do ludzi, cieszy mnie każda głupota, listek spadający z drzewa, mróz za oknem, dziurawy baniak na paliwo, jest tego pełno. Żyje głupotami,  dostałem jakby zastrzyk energii, staram się robić tak by nie tylko mnie było dobrze, by nam było jak najlepiej (nam czyli jej, mi i bachorkom ).
             „A wszystko to, bo Ciebie kocham” Śmich Troje
Kto nie kochał, nigdy mnie nie zrozumie…
A Wam wszystkim życzę takiej miłości jaka mnie spotkała!
No i żegnam się staropolski „Happy Valentine’s Day” ;)
            
Sol :*

sobota, 13 lutego 2010

Ten pierwszy raz...

 
Obudziłem się pewnej niedzieli w domu po imprezie. Sam, bo ta jak zwykle po tego typu odwiedzinach moich znajomych ostentacyjnie wyprowadziła się do rodziców… Przywykłem do tego, ale stan domu krzyczał „wróć, posprzątaj mnie”.
Postanowiłem w pojedynkę stoczyć nierówną tę walkę , zacząłem tradycyjnie od zbiórki szkła i puszek, jako że wena lała się pod każdą postacią. Potem eksmisja kartonów po pizzy. Kto zjadł tyle tego?  Powoli przesuwałem się w stronę kuchni . Szło to opornie jak krew z nosa… Skończone!  Cały szczęśliwy idę się załatwić czyli oddać mocz do analizy, a tam zdziwienie i to okrutne. Stan toalety nie pozwala na przebywanie w niej dłużej niż pięć sekund. Bakterie w niej  mieszkające rozbroiły by każdego terrorystę w pięć sekund, po kolejnych pięciu przejęły by kontrolę nad okolicą. Rano musiałem być jeszcze pijany, że tego nie widziałem… Szybki przegląd dziwnie wyglądających butelek i pojemników z chemikaliami stojącymi w łazience, i płyn do czyszczenia wc odnaleziony. Zabieram się do tego jak pies do jeża, ale co zrobić kiedyś musiał być ten pierwszy raz.   Pot leje się z czoła, nos odmawia współpracy z mózgiem i dobrze nawet. W wolnych chwilach trenuję bezdech. Bliski jestem reklamacji wczorajszej weny, ale jednak zwrotu nie będzie… Po wielu trudach skończyłem i nasuwa mi się jedna myśl:
  „Domestos strasznie śmierdzi!”

piątek, 12 lutego 2010

Limeryk - "O śladzie"

Pewien młody facet w Zgierzu,
Miał ślad na kołnierzu,
Nie był on po ślinie,
Tylko po drezynie,
Bo sypiał on na stacji obrzeżu.

czwartek, 11 lutego 2010

OLIMPIADA !!! - komentarz uniwersalny

Jest, już widać te wspaniałe ruchy, ten błysk zębów zaciśniętych na górnej wardze. Proszę Państwa !!! Sportowiec tej klasy nie może pozwolić sobie na błędy. Co za widok !!!! Kolorowy kombinezon, idealnie dopasowany do ciała, jak wspaniałe są te nowe technologie tak ułatwiające dokonywanie tych wyczynów. Pogoda cudowna, mróz zelżał a śniegu jak na lekarstwo to jednak nie przeszkadza w zdobywaniu takich wyników, ale wróćmy do konkurencji. Na trybunach wrzawa słychać gromkie HOP HOP, co za widok!!! co za widok !!!   Emocje jakich dostarczają nam ci herosi sprawiają, że stajemy się lepsi. Spójrzmy jednak na tablicę wyników, ciągła rywalizacja i kolejne zmiany prowadzących, czy doczekamy się w końcu tego upragnionego medalu ??? Z tego, co mam nadzieję i Państwo widzicie szanse jeszcze istnieją. Wiatr wieje w plecy, to znaczy, że nie wieje w twarz co niektórym pomaga ale w ostatecznym rachunku przeszkadza. Co za widok !!! co za widok !!! Wszyscy są niezmordowani, lata treningów owocują na każdym kroku. Temperatura wzrosła chyba od dopingu a nie ze względu na brak mrozu występujący tu już od miesiąca.     Można by tak bez końca i jak tu nie pić ???

środa, 10 lutego 2010

Wrażliwość...

 

Jako żem człek wrażliwy i na łzy kobiece patrzeć nie mogę, więc  muszę wyjść z domu na piwo, aby widoku tego stresującego dla mnie nie oglądać.
Wracam pewnego dnia do domu a tam znowu płacz…
-O co chodzi?
Ryczy dalej…
-Co się stało? Powiedz!- przytulam.
Troszkę ciszej, ale dalej kwili…
-Nie denerwuj mnie ! Mów co się stało!- przestaje tulić.
Ryk staje się znowu głośniejszy.
-Na miłość boską MÓW!!!!
-Przestań ryczeć!
-Wkurzasz mnie coraz bardziej!
Ryczy jak wół już.
-Ty mnie wpędzisz w alkoholizm tym swoim rykiem!!!
Trzaskam drzwiami i wychodzę roztrzęsiony uspokoić nerwy weną  w puszce lub butelce.

P.S. Specjalne podziękowania dla Sol, która podsunęła pomysła.


niedziela, 7 lutego 2010

Wiara w technikę.

Wracałem dzisiaj z Poznania do swego rodzinnego miasta Bydgoszczy. Warunki  jakie teraz panują na drodze są wszystkim dobrze znane, ale na wszelki wypadek i ku potomności przypomnę: zima, temperatura ok. -10°C , zaspy na poboczu, droga zaśnieżona na maksa , tej!(fotografie autentycznie, przeze mnie podczas jazdy wykonane)
Jadę sobie spokojnie przez pola, ledwo, ledwo, nie spieszy mi się. Po cóż mam pędzić jak nikt w domu na mnie nie czeka, a jakby czekał  (a mam nadzieję, że niedługo będzie) to tym bardziej bym nie pędził, żeby wrócić w jednym kawałku.
Od czasu do czasu spoglądam w lusterko wsteczne, mam taki nawyk, ułatwia to często jazdę i pozwala stwierdzić czy nikt mnie nie śledzi…
W pewnym momencie właśnie w nim zobaczyłem zbliżające się szybko do mnie ksenony, jakaś niekoniecznie lepsza fura mnie dogania, gdyż teraz byle dureń może je mieć.  Lecz ja nadal jadę spokojnie, tym bardziej że na pokładzie śpią chłopaki z akcji WPŻ ( Wódko Pozwól Żyć). Po co budzić zmęczonych biedaków, w końcu z pracy wracają.
Jednak okazało się, że to lepsza fura. Całkiem na oko nowy mesiu. Wyprzedził mnie bez problemów i pomknął dalej. Fakt piękna, długa prosta…
Zniknął w oddali, lecz na pierwszym zakręcie dogoniłem go, wpadł do rowu. Podjechałem powoli, facet lata wokół mesia z komórką przy głowie, więc pewnie wzywa pomoc. Ale na wszelki wypadek stanąłem i pytam:
-Czy coś się stało? Może pomóc?
A on mi na to:
-ESP!!! ABS!!!ASR!!! Nowiutkie opony zimowe!!! Nie rozumiem…- i bezradnie rozkłada ręce
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, ale on całkiem poważnie. Zamknąłem okno i odjechałem. 
Byłem tylko ciekaw czy złoży reklamacje na „popsute” opony zimowe…

sobota, 6 lutego 2010

piątek, 5 lutego 2010

Znowu makaron... ;)

Spróbujemy udowodnić, że Polaki nie tylko piją, ale i zjeść lubieją.
Po udanych zakupach za kwotę niebagatelną następujących produktów:
-10szt weny w puszce (Jak 10??? przecież kupiliśmy 12-powiedział Wojtek)
-paczki makaronu farfale
-10dkg sera gorgonzola
-0,5l śmietanki słodkiej 30%
A te ingredencje w domu naszym były już nabyte za gotówkie:
-boczek
-czosnek
-Grand Padano
-ser feta
-ser żólty Królewski (akcent polski)
Makaron gotujemy wg tajemnego przepisu zawartego na opakowaniu jego ( al dente-co nie jest chorobą ani brzydkim słowem).
Boczek pięknie i wykwitnie smażymy na oliwie z oliwek w towarzystwie polskiego czosnku (chiński nie ma tego aromatu i smaku). W tym samym czasie rozpuszczamy w śmietanie ser Gorgonazola, fete i Królewski, przyprawiamy odrobiną gałki, może być muszkatołowa ( najlepiej świeżo otarta na małej tareczce, którą lubimy za to, że jest). Kiedy śmietanowo-serowy sos zgęstnieje lub zredukuje objętość ( jak kto woli) dodajemy podsmażony boczuś z czosneczkiem, dusimy to razem chwilkę niewielką.
Makaron po zahartowaniu tytłamy w sosiku. Przyprawiamy świeżo zmielonym pieprzem, dekorujemy listkiem zielonym. Nakładamy każdemu ile kce i żremy ile wlezie.
-O kurde! Jakie to je dobre!
Do dania naszego pasuje jak ulał nalewka z parówki zwana "Parówkówką" i oczywiście wena w puszce lub butelce.

Czekamy na autobus.

Pora późna albo wczesna, jak kto woli. Inaczej mówiąc – środek
nocy. Ale jak tu iść spać, jak wracając z grilla od jednych znajomych, spotyka się pod nocnym drugich znajomych wracających z imienin od  jeszcze innych znajomych? Polak by nie był Polakiem, każda okazja dobra,  nocny pod nosem… Zapuszkowana wena zakupiona. Tylko usiąść nie ma  gdzie…
Ale się ławeczka znalazła, zadaszona nawet, pełna kultura, puszki po opróżnieniu lądują do stojącego obok kosza. I siedzą dalej, i gadają, i rozstać się nie mogą. Z nagła coś podjeżdża, zaświeciło, zahałasowało…
- Dobry wieczór, dokumenty proszę.
Dziękuję, mam ochotę odpowiedzieć, ale mam własne, ale jak na złość nie mam, bo kto bierze dokumenty na grilla? Żeby zgubić? Nikt nie ma dokumentów, pan władza zły widocznie, pyta:
- Co państwo tu robią?
Ktoś otrzeźwiawszy i oceniwszy otoczenie odpowiada bystro:
- Czekamy na autobus.

wtorek, 2 lutego 2010

Nalewka na zimę... "Parówkówka"

Zima czyli brak świeżych owoców i innych świeżych zmusił nas do szukania nowych pomysłów na wykwintną nalewkie, gdyż wszystkie dotychczasowe się już dawno wyczerpały.
Do wykonania naszej super, nowej nalewki potrzebujemy :
1. Butelkie
2. Parówkie
3. Śpirytus
4. Wena w puszce lub w butelce
W butielkie wtykamy parówkie palcem środkowym uważając, żeby nie utknął w szyjce ( palec ) i zalewamy spirytusem. Czekamy ok. pół godziny i wypijamy duszkiem.
Jeśli chcemy wykonać serdelówkie lub salcesonówkie potrzebny bedzie słoik z dużym łotworem. Amen....

P.S. Jak wytrzeźwiejemy podamy wam sposób na kaszankówkie z cebulkom albo sami.

Usiłowanie spożycia.



Upalny letni dzień, niech będzie że sobota. I że żona wysłała po zakupy. Przy okazji zakupiona została wena w butelce z lodówki. Żar z nieba się leje, to przysiada znużony małżonek na ławeczce. Pyk zapalniczką i kapsel piękną parabolą przemierza przestrzeń powietrzną nad chodnikiem. Spada. Zaciekawione gołębię podfruwają. On siedzi i patrzy jak bezmózgie ptaki dziobią z nadzieją wilgotny kapsel. Pogrążony w ornitologii nie zauważa nadejścia ssaków...
- Dzień dobry! Dokumenty proszę.
- Hę?
- Będzie mandacik. Pisz, Heniu: za spożywanie w miejscu publicznym alkoholu.
- Ale ja nie pije. Otwarłem tylko.
- Heniu, pisz: za usiłowanie spożycia...

poniedziałek, 1 lutego 2010

Limeryk - "Na zimę"





PADA ,
PADA,
PADA.
Zasypało dziada !!!