Obudziłem się pewnej niedzieli w domu po imprezie. Sam, bo ta jak zwykle po tego typu odwiedzinach moich znajomych ostentacyjnie wyprowadziła się do rodziców… Przywykłem do tego, ale stan domu krzyczał „wróć, posprzątaj mnie”.
Postanowiłem w pojedynkę stoczyć nierówną tę walkę , zacząłem tradycyjnie od zbiórki szkła i puszek, jako że wena lała się pod każdą postacią. Potem eksmisja kartonów po pizzy. Kto zjadł tyle tego? Powoli przesuwałem się w stronę kuchni . Szło to opornie jak krew z nosa… Skończone! Cały szczęśliwy idę się załatwić czyli oddać mocz do analizy, a tam zdziwienie i to okrutne. Stan toalety nie pozwala na przebywanie w niej dłużej niż pięć sekund. Bakterie w niej mieszkające rozbroiły by każdego terrorystę w pięć sekund, po kolejnych pięciu przejęły by kontrolę nad okolicą. Rano musiałem być jeszcze pijany, że tego nie widziałem… Szybki przegląd dziwnie wyglądających butelek i pojemników z chemikaliami stojącymi w łazience, i płyn do czyszczenia wc odnaleziony. Zabieram się do tego jak pies do jeża, ale co zrobić kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Pot leje się z czoła, nos odmawia współpracy z mózgiem i dobrze nawet. W wolnych chwilach trenuję bezdech. Bliski jestem reklamacji wczorajszej weny, ale jednak zwrotu nie będzie… Po wielu trudach skończyłem i nasuwa mi się jedna myśl:
„Domestos strasznie śmierdzi!”
„Domestos strasznie śmierdzi!”
Domestos może i śmierdzi... ale lepsze to niż inne aromaty... prawda?
OdpowiedzUsuńDomestos to chyba dom po imprezie - tak myślę.
OdpowiedzUsuńPowtarzam Domestos śmierdzi i tyle! ;)
OdpowiedzUsuń